Nasza rodzina po przeszczepie jest jeszcze silniejsza i wszyscy jesteśmy sobie jeszcze bliżsi – opowiadają Grażyna i Adam Borkowscy - Solidarnie dla transplantacji
Nasza rodzina po przeszczepie jest jeszcze silniejsza i wszyscy jesteśmy sobie jeszcze bliżsi – opowiadają Grażyna i Adam Borkowscy

Nasza 34 rocznica ślubu była jednocześnie pierwszą po transplantacji, kupiliśmy więc nowe obrączki i wygrawerowaliśmy wewnątrz nich dwie daty: naszego ślubu i transplantacji.

– Proszę opowiedzieć nam parę słów o Panu i o żonie, o Państwu razem.

Adam Borkowski: Mamy po 56 lat, jesteśmy małżeństwem z 34-letnim stażem a razem jesteśmy już prawie 37 lat. Mamy jednego, dorosłego już syna. Poznaliśmy się i pobraliśmy jeszcze na studiach. Z wykształcenia jesteśmy ekonomistami. Pochodzimy z Łodzi, ale od ponad ćwierci wieku jesteśmy związani z Warszawą. Przyjechaliśmy w ślad za pracą i już zostaliśmy na stałe, z przekonania. Sporo podróżowaliśmy po Europie, także przez kilka lat pracowaliśmy za granicą: we Francji, Hiszpanii i Rosji.

– Co sprawiło, że przeszczep był u Pana konieczny?

Adam Borkowski: Przewlekłe niespecyficzne kłębuszkowe zapalenie nerek, którego pierwsze objawy zostały u mnie wykryte, zresztą dość przypadkowo, 30 lat temu. Moja choroba nerek była więc zdecydowanie przewlekła, ale także systematycznie leczona pod opieką lekarzy nefrologów. Ponieważ możliwe było jedynie leczenie objawowe, stan moich nerek systematycznie się pogarszał. Przez większość czasu nie wpływało to na moje samopoczucie, mogłem żyć i pracować właściwie bez ograniczeń, oboje funkcjonowaliśmy całkiem normalnie, jedynie ze świadomością nieuleczalnej choroby, która postępowała, na szczęście, bardzo powoli. Staraliśmy się ją niejako „oswoić” aby nie wpływała negatywnie na nasze funkcjonowanie.

– Kiedy dowiedzieliście się o możliwości leczenia przeszczepieniem? Kto Państwu o tym powiedział lub gdzie znaleźliście taką informację?

Adam Borkowski: O możliwości zastosowania przeszczepienia nerki, jako następnego kroku w leczeniu mojej dolegliwości, dowiedziałem się od mojego lekarza nefrologa w czasie rutynowej wizyty. Było to jakieś 20 lat temu. Oczywiście wówczas nie było jeszcze po temu wskazań, niemniej regularne badania potwierdzały, że w pewnym momencie przeszczep stanie się niezbędny. Przez całe lata uzupełnialiśmy naszą wiedzę na temat sposobów leczenia, szczególnie Żona śledziła możliwości przeszczepów od dawców żywych, w tym niespokrewnionych. W ostatnich latach pojawiało się coraz więcej informacji, które można było omówić z lekarzem prowadzącym.

– Który moment w oczekiwaniu na przeszczepienie był dla Pana najtrudniejszy? A dla Żony?

Adam Borkowski: Mój proces chorobowy był powolny, nie doszedłem do etapu dializ a możliwość przeszczepu rodzinnego od mojej Żony została potwierdzona badaniami na półtora roku przed samą operacją. Od tej pory moim zadaniem było wytrwać jak najdłużej na moich „starych” nerkach, będąc jednocześnie w gotowości do operacji. Ten rok w zawieszeniu był dla mnie chyba najtrudniejszy.

Grażyna Borkowska: Dla osoby bliskiej choremu najtrudniejsze jest chyba poczucie bezsilności, świadomość że nie można pomóc kochanej osobie. Dlatego dla mnie najtrudniejszy był chyba okres sprzed kilku lat, gdy konieczność przeszczepu była już oczywista a nie została jeszcze potwierdzona możliwość pobrania nerki ode mnie i przeszczepienia jej mojemu Mężowi. Kiedy zostało to już potwierdzone, poczułam się o wiele lepiej. Oczywiście, trudno mi było patrzeć na jego pogarszające się samopoczucie, ale ponieważ z natury jestem optymistką, skupiałam się na nowej drodze leczenia i przez cały czas towarzyszyła mi nadzieja na dalsze, szczęśliwe wspólne życie. Niezwykle ważne było dla mnie poczucie sprawczości i planowania działań – nie czułam się już bezsilna.

– Na pewno wiele czasu spędziliście w szpitalach, z lekarzami – proszę opowiedzieć o najbardziej budującym doświadczeniu, które Państwa wtedy spotkało.

Adam Borkowski: Przygotowanie do przeszczepu to cała seria badań. Zarówno w przypadku biorcy jak i dawcy jest to bardzo skomplikowany i długotrwały proces. Byłem pod ogromnym  wrażeniem sprawnej koordynacji tego procesu w „naszym” Szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie.

Grażyna Borkowska: Dla mnie jako dawcy niezmiernie ważne było traktowanie nas w partnerski sposób – informowanie o możliwościach i zagrożeniach, rozmowa z psychologiem, szacunek dla naszych decyzji i planów.

– Co poczuliście, gdy wyniki badań potwierdziły, że przeszczep może dojść do skutku – że Żona może być dla Pana dawcą? Czy pamiętacie jakieś szczegóły?   

Adam Borkowski: Moja Żona mówi, że to była wielka radość, iż będzie mogła mi pomóc. W moim przypadku był to ważny moment w refleksji nad przyjęciem od Niej tego daru: z możliwości dotąd teoretycznej, stało się to decyzją do podjęcia. Dodatkowo, było zaskoczenie, że zgodność tkankowa jest u nas taka sama jak u krewnych. To budzi zresztą zdziwienie wielu osób, z którymi rozmawiamy na temat przeszczepu.

Grażyna Borkowska: Wiedza, że mogę być dawcą nerki dla Męża była niejako dwuetapowa. Najpierw dowiedziałam się, że mój stan zdrowia umożliwia pobranie nerki a potem, że pomiędzy mną i Mężem jest zgodność grup krwi i spora zgodność tkankowa. Już pierwsza wiadomość była dla mnie bardzo radosna i pozwalała planować przyszłość, natomiast druga sprawiła, że poczułam się bardzo szczęśliwa. Prawdę mówiąc, był to jeden z najszczęśliwszych momentów w moim życiu. Wiadomość odebrałam telefonicznie i miałam poczucie, że rozjaśnił się cały świat. Radość towarzyszyła mi przez wiele dni, a właściwie towarzyszy mi nadal.

– Co Pan poczuł, gdy obudził się po operacji przeszczepienia?

Adam Borkowski: Niewiele, bo jeszcze byłem po wpływem narkozy. Ale z radością stwierdziłem, że przebywająca ze mną w tej samej sali Żona czuje się dobrze.

– Jak Państwa życie wygląda w tej chwili?

Adam Borkowski: Jesteśmy teraz dziesięć miesięcy po przeszczepie. Życie wróciło normy, z dwoma istotnymi zmianami w moim przypadku. Czuję się po prostu zdrowy, bo moja nowa nerka zaprowadziła porządek w organizmie. Z drugiej strony, staram się rygorystycznie przestrzegać wszystkich zaleceń medycznych tak, aby nie zmarnować ogromnej inwestycji jaką jest z jednej strony oddanie nerki przez moją Żonę, a z drugiej, budząca nasz szczery podziw prac wykonana przez lekarzy przy samej operacji oraz w procesie rekonwalescencji.

Grażyna Borkowska: Pierwszy rok po transplantacji to ciągle czas pewnej niepewności i ograniczeń, dość duże dawki leków immunosupresyjnych i konieczność wzmożonej dbałości o zdrowie (niska odporność). Zdarza mi się z troską obserwować Męża, czy aby wszystko w porządku i cieszę się, że nie jestem osobą skłonną do obaw. Z drugiej strony pojawiają się kolejne pokonane bariery, znów można coś robić normalnie, każdy postęp jest źródłem radości – teraz cezurą jest pierwsza rocznica przeszczepu. Staramy się spędzać jak najwięcej czasu razem, cieszyć się sobą ze świadomością, że jest to czas darowany i trzeba go wypełnić radością i miłością. Nasza 34 rocznica ślubu była jednocześnie pierwszą po transplantacji, kupiliśmy więc nowe obrączki i wygrawerowaliśmy wewnątrz nich dwie daty: naszego ślubu i transplantacji. Zawsze byliśmy dobrym małżeństwem ale teraz chyba jeszcze bardziej doceniamy się nawzajem. Także nasz syn zaangażował się w pomoc dla nas w czasie leczenia i był naprawdę nieoceniony. Można chyba powiedzieć, że nasza rodzina po przeszczepie jest jeszcze silniejsza i wszyscy jesteśmy sobie jeszcze bliżsi.

Nie chciałabym na siłę doszukiwać się pozytywnych stron choroby, ale nie jestem pewna czy bez niej kochalibyśmy się z równą siłą.

– Jakie ma Pan plany na przyszłość?

Adam Borkowski: Dużo podróżować i dużo czytać. Cieszyć się każdym dniem życia, doceniać towarzystwo bliskich i przyjaciół, po prostu normalnie żyć.

– Co chciałby Pan przekazać osobom, które podobnie jak Pan wcześniej, czekają teraz na przeszczep?

Adam Borkowski: Czekanie na przyszłe zdarzenie w rodzaju operacji samo w sobie jest bardzo trudne i niewiele potrafię tu radzić. W moim przypadku wiele obaw budziła sama perspektywa operacji. Miała to być zresztą moja pierwsza operacja w życiu. Teraz, z perspektywy mogę stwierdzić, że – niezależnie od ryzyka, które zawsze istnieje – moje obawy były przesadzone. Przeszczepy nerek są w Polsce wykonywane już chyba od 60 lat i widać jak ogromne jest już zgromadzone doświadczenie w ich przeprowadzaniu. No a rezultat w naszym konkretnym przypadku mówi sam za siebie.

Grażyna Borkowska: Chciałabym poradzić zarówno chorym czekającym na przeszczep jak i ich rodzinom aby nie tracili nadziei na pomyślne leczenie, szukali różnych możliwości i zaufali lekarzom. Ważne jest odsunięcie obaw, wiara w lepszą przyszłość i podejmowanie wyzwań. Nam pomogło także potraktowanie nieuleczalnej choroby nie tylko jako obciążenia czy niezasłużonej krzywdy, ale jako wyzwania, stwarzającego nowe możliwości i pozwalającego na rozwój osobisty. To prawda, że co nas nie zabije, to nas wzmocni.