Chciałem, żeby Sebastian mógł mieć normalne życie – opowiada Piotr Golak - Solidarnie dla transplantacji
Chciałem, żeby Sebastian mógł mieć normalne życie – opowiada Piotr Golak

W środę wyszedłem ze szpitala i od razu pojechałem do syna do Centrum Zdrowia Dziecka. Ale byłem osłabiony, pobyłem u niego dwie godziny, więcej nie dałem rady. W piątek rano pojechałem znowu, żeby mu towarzyszyć. I już tam zostałem. Przy synu.

Nazywam się Piotr Golak. Z zawodu jestem betoniarzem, zajmuję się też remontami. Jesteśmy zwykłą, prostą rodziną.

W lipcu 2019 roku zostałem dawcą nerki dla mojego syna, Sebastiana, który miał wtedy 12 i pół roku. Choroba pojawiła „bez zapowiedzi”. W 2014 roku syna zaczęła boleć głowa, zwymiotował… W pierwszej chwili nikt nie łączył tego z nerkami, pomyśleliśmy, że to zatrucie. Ale sytuacja powtórzyła się drugi raz, trzeci…

W końcu lekarz zlecił szczegółowe badania. Wyszła wysoka kreatynina i bardzo wysokie ciśnienie – 140, nawet 180. Gdy w październiku 2014 roku – miesiąc, dwa od pierwszych objawów – trafiliśmy na oddział nefrologii, lekarz prowadzący powiedział wprost: „Ta doba będzie decydująca, bo walczymy o jego życie, przy tym ciśnieniu.”

Pobrano od nas, członków rodziny, krew do badań. Sprawdzano, czy przyczyna nie jest genetyczna. Jednak nie.

Najprawdopodobniej choroba Sebastiana wzięła się z niedoleczonego stanu zapalnego układu moczowego. Zaczęło się inne życie: regularne badania, ścisła dieta… Przez dwa lata to wystarczało, ale pod koniec 2016 roku weszliśmy na dializy. Na początku całkiem sprawnie to szło, ale z czasem zaczęły się przygotowania do przeszczepienia.

Pierwszą próbę – czy będę mógł być dawcą dla Sebastiana – mieliśmy w grudniu 2017 roku. Wynik był dobry. Zacząłem więc robić wszystkie wymagane badania i wyniki miałem do czerwca 2018 roku. Konsylium lekarskie w Centrum Zdrowia Dziecka miało się zebrać po wakacjach, w połowie września 2018 roku.

Niestety, w międzyczasie Sebastian zakaził się przy dializach, potrzebny był antybiotyk, więc pierwszy termin nam przepadł i przeszczep przesunął się na listopad. A miesiąc przed wyznaczonym terminem Sebastian został zakażony gronkowcem. I z racji tego, że gronkowiec, że antybiotyk – znowu termin został przesunięty, tym razem na grudzień.

W grudniu wynik próby krzyżowej wyszedł zły. Lekarz powiedział, że nie mogę być dawcą dla syna. Prawdopodobnie przyczyną była przetaczana Sebastianowi krew, jego organizm wykształcił przeciwciała. Powiem szczerze, nie mogłem sobie wtedy znaleźć miejsca…

Nowa szansa

W tej sytuacji lekarze powiedzieli o możliwości przeszczepienia krzyżowego – z inną parą, która także nie może mieć przeszczepienia między sobą. Nie zastanawiałem się nawet minuty.

Były trzy podejścia do przeszczepienia krzyżowego ale zawsze pojawiały się przeszkody, np. krew w płynie dializacyjnym u Sebastiana. Więc „odpadliśmy”. Drugi raz – to samo. Trzecia sytuacja wydarzyła się na wiosnę 2019 roku. Zostałem zaproszony do Warszawy, do Centrum Zdrowia Dziecka, na rozmowę z prof. Grendą. Nie wiedziałem, po co jadę… Dowiedziałem się, że jest para do przeszczepienia krzyżowego.

Jednak był problem ze zgodnością między Sebastianem i jego potencjalnym dawcą – prawidłowo wyszedł tylko jeden z trzech potrzebnych punktów. Miałem podjąć decyzję, czy decydujemy się na przeszczepienie, ale dla Sebastiana to było za duże ryzyko, że przeszczep się nie przyjmie.

Coraz częściej byliśmy w szpitalu, wyniki Sebastiana były coraz gorsze, czuł się coraz gorzej…

I wtedy, w czerwcu doktor Rubik podjął decyzję, by powtórzyć badania. Na całe szczęście.

Bo okazało się, że organizm Sebastiana nie wytwarza przeciwciał wobec moich antygenów – znów mogłem być dawcą! Ciepło mi się zrobiło… Radość. Światełko w tunelu wreszcie się pojawiło.

Ale wtedy jeszcze nie było pewności, czy wszystko się uda, musieliśmy, ja musiałem, powtórzyć wszystkie badania. Pojechaliśmy na próbę krzyżową do Centrum Zdrowia Dziecka – była zgodność. A potem wszystko poszło szybko.

Umówiliśmy się z dr Rubikiem, że w środę, 17 lipca, przyjeżdżamy do CZD, a w poniedziałek, 22 lipca, będzie przeszczep. W szpitalu na Banacha byłem w niedzielę, dzień przed przeszczepem. W poniedziałek została pobrana ode mnie nerka i przewieziona do Centrum Zdrowia Dziecka.

Gdy się obudziłem po narkozie, nie wiedziałem, na jakim świecie jestem… Wszystko wirowało… Następnego dnia zadzwoniłem do CZD na nefrologię i dostałem informację, że z Sebastianem wszystko jest OK, nerka ruszyła od razu.

Już w środę wyszedłem ze szpitala i od razu pojechałem do syna. Ale byłem osłabiony, pobyłem u niego dwie godziny, więcej nie dałem rady. W czwartek telefony od Sebastiana już się urywały. W piątek rano pojechałem znowu do szpitala, żeby mu towarzyszyć. I już tam zostałem. Przy synu.

Przed przeszczepem Sebastian w wieku 12 lat ważył 25 i pół kilograma. To był cień człowieka.

Doktor Rubik nam tłumaczył: „To jest obce ciało, musi się zrosnąć, dobrze ułożyć”.

Całe szczęście, że Sebastian to rozumie i nie rwie się do tego, czego nie powinien robić. Potrafi docenić to, co ma teraz. Pamięta, jak było ciężko w czasie dializowania. Teraz już żadnej diety nie ma, je co chce. Oczywiście unikamy takich aktywności jak trampolina, czy inne wysiłkowe sporty, ale poza tym żyje jak jego koledzy i interesuje się tym, co dzieciaki w jego wieku: Xbox i komórka.

Na szczęście wszystko dobrze się utrzymuje, wyniki są bardzo dobre. We wrześniu 2019 roku mógł wrócić do szkoły, po paru latach nauczania domowego. I w grudniu, pierwszy raz od dawna, mógł urządzić urodziny – jego mina była bezcenna.

Czego chcę dla siebie i Sebastiana? Niczego więcej nie chcę. Oby jak najdłużej wszystko się utrzymało w normie. Oby było tak, jak jest.

*  *  *

We wrześniu 2019 roku Sebastian z tatą Piotrem wzięli udział w nagraniu spotu kampanii „Solidarnie dla transplantacji”.