W Polsce obowiązuje zgoda domniemana, więc wszyscy są potencjalnymi dawcami. Chodzi o to, żebyśmy rozmawiali w gronie rodzinnym, żeby bliscy wiedzieli, co dana osoba myśli o transplantacji. Żeby później, gdy lekarz pyta rodzinę – w tych trudnych okolicznościach – żeby wszyscy byli na sto procent pewni, czy ta osoba była na tak, czy na nie.
Nazywam się Kamil Lorek. Razem z koleżankami i kolegami z Technikum nr 1 w Bielskiej Szkole Przemysłowej stworzyliśmy kampanię społeczną poświęconą transplantologii.
Wszystko zaczęło się na początku tego roku. Braliśmy udział w olimpiadzie „Zwolnieni z teorii” i szukaliśmy tematu, którym moglibyśmy się zająć. Wybraliśmy transplantologię, bo z naszej perspektywy jest to temat trochę pomijany, a równocześnie – według nas – bardzo ważny. Nasz projekt przyjął nazwę „Ostatni Dar”.
Trochę też chodziło o sprawy osobiste: z mojej rodzinnej wsi na Śląsku pochodzi co najmniej dwóch dawców i co najmniej jedna biorczyni. Niby wszyscy wiedzieli, że te dwie osoby były dawcami, ale o tym się nie rozmawiało. Był jakiś wstyd, czy może strach – w każdym razie nikt nie wiedział, jak podejść i porozmawiać, jak zareaguje dana osoba. A my chcielibyśmy, żeby to był temat „codzienny”. Żeby właśnie mówić o dawcach, bo to są to wielcy, lecz nieznani bohaterowie, którzy nawet po śmierci zrobili coś dobrego.
W czasie ferii jeździliśmy po miastach województwa śląskiego.
Rozdawaliśmy świadectwa woli, rozwieszaliśmy plakaty i rozmawialiśmy z ludźmi na ulicach o tym, co sądzą o idei dawstwa i o transplantacjach. Praktycznie wszyscy, których pytaliśmy, mówili, że to wspaniała idea. Ale była też grupa osób, która gdy tylko słyszała, o czym chcemy mówić – odchodziła. Więc trudno powiedzieć, czy są przeciwni, czy po prostu nie chcieli na ten temat rozmawiać.
Wtedy udało się nam przeprowadzić wywiad z biorczynią serca, panią Jadwigą z Bielska-Białej. Okazało się nawet, że to absolwentka naszego technikum. Nigdy wcześniej nie mieliśmy kontaktu z biorcą, nie wiedzieliśmy, czy nasze pytania są odpowiednie. Ostatecznie wywiad został odebrany bardzo pozytywnie.
Spotkaliśmy się także z ks. Piotrem Sadkiewiczem, proboszczem z parafii w Leśnej k. Żywca. Ksiądz tłumaczył, że transplantacja nie jest sprzeczna z nauką Kościoła. Przeciwnie, dzielenie się swoim zdrowiem i życiem jest pięknym sposobem realizacji przykazania miłości, zmartwychwstanie nie będzie zmartwychwstaniem narządowym, tylko duchowym.
To wszystko działo się między styczniem a marcem. I wtedy wybuchła pandemia. Na początku marca, w środę, została ogłoszona informacja o zamykaniu szkół, a na piątek mieliśmy zaplanowane kręcenie spotu – właśnie w naszej szkole. Podczas wojny mieścił się w niej szpital wojskowy, więc pomyśleliśmy, że dobrym pomysłem będzie nawiązanie do historii tego obiektu. Dosłownie w ostatnim momencie udało się wszystko nagrać.
Jeśli chodzi o scenariusz, to naszym głównym celem było pokazanie, że warto rozmawiać o transplantacji.
W Polsce obowiązuje zgoda domniemana, więc wszyscy są potencjalnymi dawcami. Chodzi o to, żebyśmy rozmawiali w gronie rodzinnym, żeby bliscy wiedzieli, co dana osoba myśli o transplantacji. Żeby później, gdy lekarz pyta rodzinę – w tych trudnych okolicznościach – żeby wszyscy byli na sto procent pewni, czy ta osoba była na tak, czy na nie.
Są instytucje, które zajmują się promocją transplantologii i idei dawstwa na co dzień, ale sądzimy, że takie oddolne akcje jak nasza, mogą bardziej przemówić do społeczeństwa. To temat życia i śmierci. Kres życia kojarzy się ze starością, a tu już młodzi ludzie się tym zajmują. Tak naprawdę potrzeba przeszczepienia narządu może dotknąć każdego z nas, bez względu na wiek i pochodzenie.
Jeśli chodzi o moją rodzinną wieś i wywiad z Panią Ireną – biorczynią nerki, to odbiór filmu był bardzo pozytywny, wszyscy udostępniali go w mediach społecznościowych. Tak jak wspominałem, wiele osób wcześniej bało się z nią o tym rozmawiać, a teraz dowiedzieli się, jak to naprawdę wyglądało. Jej sąsiedzi po dzień dzisiejszy są zdziwieni, że można tak człowieka poskładać, żeby te wszystkie narządy funkcjonowały. A ona krótko odpowiada – taką mamy technologię! Większość naszych rozmówców pierwszy raz udzielała wywiadu, dzięki temu mogli przez chwilę poczuć się jak bohaterowie.
Czasem pod naszymi filmami w mediach społecznościowych pojawiają się negatywne komentarze.
Ludzie wypisują straszne głupoty pokazujące, jak wielki jest poziom niewiedzy o tym, kiedy człowiek umiera, o samym pobieraniu narządów i tkanek. Dlatego właśnie poruszanie tego tematu jest tak potrzebne.
Cieszę się, że udało się nam przeprowadzić wywiad z dr n. med. Sylwią Sektą, koordynator transplantacyjną z Katowic, w którym przedstawiła temat transplantacji od strony prawnej. Bardzo nam zależało na tym, by z ust specjalisty wybrzmiały trzy fakty: 1. Każdy z nas jest potencjalnym dawcą, chyba że za życia zgłosi sprzeciw; 2. Potencjalnym dawcą może zostać każda osoba, bez względu na wiek; 3. W Polsce nie ma możliwości handlu narządami.
Po naszych działaniach zimowo-wiosennych mieliśmy pewien niedosyt.
Gdy pandemia wybuchła, nie mogliśmy kontynuować kampanii. Wróciliśmy do niej dopiero na przełomie sierpnia i września. Udało nam się porozmawiać z siedmioma biorcami. We wszystkich wywiadach widać, że oni cieszą się każdą chwilą. Dostali – jak mówią – nowe życie.
Bardzo nam się spodobał motyw przekazywania narządu, więc teraz, w edycji sierpień/wrzesień skupiliśmy się tylko na nim. Motto tej edycji brzmi: „Nasza ziemska wędrówka to sztafeta życia!”. Tyle że sztafetową pałeczkę zastąpiły pluszowe narządy. Idziemy przez życie, a czasami nadchodzi moment, gdy stajemy w miejscu i przekazujemy pałeczkę dalej, czyli stajemy się dawcami. Biorca ją przyjmuje i biegnie dalej przez życie.
W spocie zagrały różne osoby – w odmiennym wieku, przedstawione z płaszczyzny świeckiej i chrześcijańskiej, by pokazać, że potrzeba przeszczepienia może dotknąć każdego z nas.
Pani Jadwiga spacerowała po Częstochowie prawdopodobnie tymi samymi ścieżkami, co jej dawczyni serca, pochodząca właśnie z tego miasta. Chcieliśmy w ten sposób pokazać, że poprzez zostanie dawcą możemy przedłużyć swoje życie, tu na ziemi.
Biorcy nie poznają swoich dawców. Wszyscy chcieliby poznać, niektórzy są do tego stopnia zdeterminowani, że ich poszukują. Pani koordynator Sylwia Sekta tłumaczy, że nieprzekazywanie informacji nt. dawcy jest zasadne, bo nigdy nie wiadomo, co rodzina dawcy chciałaby kiedyś, w przyszłości, uzyskać od biorcy. Chodzi o to, by ta sytuacja była czysta etycznie. Przez to, że biorcy nie znają swoich dawców, często zapalają symboliczną świeczkę na pierwszego listopada. Na przykład pani Jadwiga odwiedza grób dawcy z jej rodzinnej miejscowości. Nie jest to jej dawca, po prostu znali się za życia.
Teraz, po prawie dwumiesięcznej podróży jesteśmy zmęczeni, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Wiemy, że zrobiliśmy tyle, ile mogliśmy. Jeżeli w przyszłości powstanie nowa edycja, to większą uwagę chcielibyśmy skupić na drugiej stronie tej sztafety życia, czyli na dawcach. Często o nich nie rozmawiamy, to nieznani bohaterowie, którzy nawet po śmierci zrobili coś dobrego. A jeśli dzięki naszym działaniom chociaż jedna osoba otrzyma nowe życie, to dla tej jednej osoby było warto przeprowadzić projekt społeczny „Ostatni Dar”.