Wreszcie możemy cieszyć się życiem, cieszyć się córką, która rośnie, zmienia się każdego dnia – opowiadają Karolina i Bartosz Kaźmierscy - Solidarnie dla transplantacji
Wreszcie możemy cieszyć się życiem, cieszyć się córką, która rośnie, zmienia się każdego dnia – opowiadają Karolina i Bartosz Kaźmierscy

Wiem, że sama informacja o przeszczepie, o jego potrzebie jest druzgocąca i przytłaczająca, ale to nie jest wyrok. Trzeba mieć nadzieję, że się uda.

Opowiedz parę słów o sobie i o mężu, o Was razem.

Karolina Kaźmierska: Z mężem znamy się od czasów szkolnych. Razem jesteśmy 15 lat, w tym siedem po ślubie, tak więc kawał czasu. Oboje pochodzimy z Warszawy. Mamy różne charaktery… Mąż jest oazą spokoju i raczej jest cichy, a ja no cóż… Wszędzie mnie pełno, jestem duszą towarzystwa i lubię rozmawiać z ludźmi. Mąż pracuje jako konserwator dźwigów, uwielbia wędkować i jeździ na swoim ukochanym motocyklu. Ja aktualnie jestem na urlopie wychowawczym, ale przed ciążą pracowałam jako księgowa w firmie zarządzającej nieruchomościami. I tak sobie z dnia na dzień żyliśmy, aż tu nagle spadła na nas cudowna wiadomość, że jestem w ciąży. Cały świat przewrócił się nam do góry nogami! Dializy w okresie ciąży, masa badań (poza standardowymi, które są wtedy robione), potem miesiąc leżenia na patologii ciąży i ostatecznie w lipcu 2017 roku urodziła się Nasza Kruszynka. Teraz córka ma skończone dwa lata, jest energiczną, cudowną i – co najważniejsze – zdrową dziewczynką. I teraz ona pochłania cały nasz czas. Wszystko kręci się wokół niej.

  Co sprawiło, że przeszczep był u Ciebie konieczny?

Karolina Kaźmierska: Oficjalnie – nefropatia IGA. Na początku do mnie nie docierało, że jestem chora i kiedyś mogę mieć przeszczep. Mój wspaniały doktor prowadzący zlecał różne badania, wprowadzał leki, po prostu robił wszystko, żeby zatrzymać chorobę, a przynajmniej ją spowolnić. Niestety nie udawało się, więc pozostawało czekać. Starałam się stosować do diety, brałam leki na nadciśnienie – i tyle. Więcej w moim przypadku nie dało się zrobić. W końcu dotarliśmy do momentu, kiedy trzeba było zacząć się przygotowywać do przeszczepu.

Kiedy dowiedzieliście się o możliwości leczenia przeszczepieniem? 

Karolina Kaźmierska: O możliwości, a raczej konieczności przeszczepu dowiedziałam się od nefrologa – mojego lekarza prowadzącego z poradni nefrologicznej przy Szpitalu Bielańskim.

 Który moment w oczekiwaniu na przeszczepienie był dla Ciebie najtrudniejszy? A dla męża?

Karolina Kaźmierska: Dla mnie najtrudniejsze było czekanie i nieudane dwie próby (między mną a mężem). Bałam się, że będę musiała mieć dializy, a mając dwuletnie dziecko ciężko jest sobie z tym poradzić. Po każdym badaniu jest nadzieja, która pryska jak bańka, gdy okazuje się, że jednak nie poszło po naszej myśli. Także to było najgorsze.

Bartosz Kaźmierski: Dla mnie również oczekiwanie na każde wyniki badań do zakwalifikowania nas, czy dalej jest wszystko w porządku.

 Na pewno wiele czasu spędziliście w szpitalach, z lekarzami…

Karolina Kaźmierska: Wydaje mi się, że udało się nam „ominąć” te wszystkie potencjalnie niemiłe sytuacje. Mam wrażenie, że nie spędziliśmy aż tak dużo czasu na badaniach, ile bym sobie wyobrażała. Mieliśmy szczęście, że spotkaliśmy na swojej drodze cudowną Panią Olę (koordynatorkę ze szpitala przy ul. Lindleya), która naprawdę dała mi wiarę, że to wszystko się uda, jednocześnie nie owijając w bawełnę i mówiąc szczerze, jakie mogą być ewentualne komplikacje. Również każdy lekarz czy pielęgniarka, z którymi mieliśmy kontakt zawsze byli serdeczni a przede wszystkim wyrozumiali.

Bartosz Kaźmierski: Dla mnie najbardziej pozytywnym doświadczeniem było to, kiedy przy trzeciej próbie okazało się, że mogę być dawcą. A po samym przeszczepie – że już jest po. I że z żoną wszystko jest dobrze, że wszystko się powiodło.

 Co poczułaś, gdy wyniki badań potwierdziły, że przeszczep może dojść do skutku – że mąż może być dla Ciebie dawcą? Pamiętasz jakieś szczegóły? Co wtedy robiłaś…?

Karolina Kaźmierska: Doskonale pamiętam, co wtedy robiłam… Zmywałam naczynia, a pogoda była cudowna – słoneczna. Gdy zobaczyłam, kto dzwoni, to z jednej strony chciałam usłyszeć, że wszystko jest OK i będzie przeszczep, ale z drugiej strony nastawiałam się, że znów mogę usłyszeć złą wiadomość.

Gdy usłyszałam dobrą wiadomość odjęło mi mowę. Z rozmowy pamiętam samą końcówkę: „…widzimy się za tydzień, kładziecie się i koniec żartów”. Myślałam, że zwariuję z radości.

 Co poczułaś, gdy się obudziłaś po operacji przeszczepienia?

Karolina Kaźmierska: Na szczęście przed moją operacją wiedziałam, że z mężem jest wszystko dobrze, tak więc gdy ja szłam na operację, to nie mogłam się doczekać, żeby go zobaczyć. Przede wszystkim to się cieszyłam, że się obudziłam, i że operacja się udała (a reszta była już na drugim planie).  Po przebudzeniu pierwsze, o co to poprosiłam, to o swoje okulary, bo nic nie widziałam. Było mi strasznie gorąco, no i oczywiście ból, ból brzucha…. Ale znośny. Powiem szczerze, że myślałam, że będę się gorzej czuć, ale naprawdę nie było tragedii, może to dlatego, że obok mnie leżał mój mąż.

żywy dawca nerki Karolina Kaźmierska dostała nerkę od męża Bartosza są szczęśliwymi rodzicami

 Jak Wasze życie wygląda w tej chwili?

Karolina Kaźmierska: Poza wizytami/kontrolami w poradni (które i tak nie są przerażająco częste – co nas bardzo cieszy) to nasze życie teraz jest bardziej kolorowe, możemy coś planować. W tej chwili wreszcie możemy zacząć cieszyć się życiem, cieszyć się córką, która zmienia się każdego dnia. Dla mnie najważniejsze jest, że mogę patrzeć jak córka rośnie, uczy się nowych rzeczy, zaczyna mówić. Mogę się z nią bawić i nie męczę się tak szybko jak kiedyś. Mąż pracuje, spełnia się zawodowo. Cały czas podkreśla, że już nie martwi się o to, co będzie, nie martwi się o mnie, bo wie, że już jest dobrze (choć tego nie okazywał, to wiem, że był przerażony tym, co mogłoby być). Cytuję jego słowa: „Nie martwię się o ukochaną żonę, bo taka nerka to i serce zastąpi”. Także jak widać humory nam dopisują. Ale tak na poważnie, to teraz możemy się skupić na tym, co najważniejsze i najcenniejsze dla nas – na wychowaniu dziecka.

 Jakie masz plany na przyszłość?

Karolina Kaźmierska: Zdrowie rodziny. To jest najważniejsze. A reszta po prostu się poukłada. Zaczynamy przygodę z budową domu, to nasze marzenie, które chcemy zrealizować, a teraz w końcu mamy na to siłę. No i oczywiście wycieczki, podróże te małe i duże, bliskie i dalekie, po Polsce i za granicą. Uwielbialiśmy z mężem podróżować i teraz chcemy „zaszczepić” tę pasję córce.

 Co chciałabyś przekazać osobom, które podobnie jak Ty wcześniej, czekają teraz na przeszczep?

Karolina Kaźmierska: Wiem, że sama informacja o przeszczepie, o jego potrzebie jest druzgocąca i przytłaczająca, ale to nie jest wyrok. Trzeba mieć nadzieję, że się uda. Rozmawiać z rodziną, przyjaciółmi, nie można się zamknąć na świat. Powiedziałabym też, że nie ma się czego bać (choć wiem że to nie jest łatwe), trzeba walczyć i próbować.

Zawsze jest ktoś lub coś. Zawsze jest powód, aby walczyć. Oczywiście nie będzie łatwo, bo nigdy nie jest. Ale warto.